...czyli wszystko o cemencie

  Tynki renowacyjne czyli zupa błyskawiczna

To, co napiszę poniżej, nie jest i nie będzie zapewne popularne, co więcej - będzie wbrew temu, co podaje się na różnych spotkaniach i ulotkach.

Obecne tynki renowacyjne do tynków stosowanych powszechnie jeszcze 30-40 lat temu (nie mówiąc o tych robionych nawet tuż po wojnie) mają się tak, jak zupa gotowana ze świeżych składników do zupy błyskawicznej jakich multum w sklepach. Tylko nazwa została.

Jak już było przynajmniej kilkukrotnie wspominane tynk, czy obrzutka, to w zasadzie w chwili obecnej zaprawa na bazie cementu, wapna hydratyzowanego i wypełniacza. Czasem wapno zastępowane jest lub wspomagane plastyfikatorami. Wszystko w proszku, wszystko wsypywane tu i teraz do betoniarki i mieszane. Agregaty tynkarskie stare czy nowe, nawet zwykłe betoniarki, czasem można tylko usłyszeć, że i tak nie ma to jak zaprawy na wapnie lasowanym czy gaszonym.

Początkowo wapno było wypalane i produktem końcowym były po prostu bryły wapna, które należało w odpowiedni sposób przygotować do użycia. Nazywano to gaszeniem, czyli początkowo bryły rozdrabniano, zalewając wodą w odpowiedniej ilości, by nie było jej ani za dużo, ani za mało. Po pewnym czasie otrzymywało się gotowe, "zgaszone" ("zlasowane") wapno, zwykle w postaci gotowego do użycia ciasta wapiennego. Z racji długości takiego procesu (w ostatnich latach było to minimum kilka tygodni) stanowiło to problem.

W wyniku postępu technologicznego powstało wapno hydratyzowane, czyli sucho gaszone, w odróżnieniu od gaszenia na budowie - mokrego, używa się do tego minimalnych ilości wody, aby w wyniku reakcji powstał suchy proszek a nie plastyczna, wilgotna masa. Proces gaszenia, czyli doprowadzenia do postaci plastycznej, można oczywiście dokończyć na budowie - musi on trwać minimum 24 godziny.

Osobiście byłem świadkiem tynkowania zaprawą na bazie wapna gaszonego, cementu i wypełniacza. Zachowywała się ona lepiej jak gotowa wymieszana w proszku, gotowa do użycia. Jeśli tak wymieszana zaprawa, tak krótko gaszone wapno tak mocno wpływa na zaprawę - to jak było wcześniej?

Tynki renowacyjne, oczywiście rozmaite i cementowo-wapienne i czysto wapienne, dotyczą zwykle prac remontowych na budynkach wpisanych do rejestru lub pod opieką odnośnego konserwatora. Nie oznacza to oczywiście tylko starych, przedwojennych kamienic czy pałaców - taką opieką mogą być otoczone np. pewne założenia architektoniczne, jak Nowa Huta w Krakowie jako klasyczny przykład budownictwa socrealistycznego i kilku innych stylów.

Gaszone wapno można przechowywać zadołowane, przysypane warstwą piasku przez wiele lat i co ciekawe nie traci ono nic ze swoich właściwości. Jeszcze w latach 70. i 80. starzy murarze przedwojennej daty wykorzystywali niemal wyłącznie wapno gaszone. Powszechnie dostępna literatura przedmiotu podaje, że do murowania wapno wystarczyło gasić "tylko" dwa tygodnie, zaś do tynkowania nieco więcej, bo "aż" dwa miesiące. Wydaje się, że nie stanowi to wielkiego problemu w trakcie budowy, bo proces gaszenia można było zacząć z początkiem wiosny. Dokładniejsze szperanie w internecie pozwala doczytać, że zalecany okres "gaszenia" wapna do wykorzystania w budownictwie wynosił rok. Dziś do wyjątków należą ekipy, które próbują gasić, bo inaczej tego nie można nazwać, wapno hydratyzowane, nawet ten dzień czy dwa. I jeśli tak robią, świadczy to tylko i wyłącznie o ich wiedzy fachowej i profesjonalizmie.

Już tylko te stwierdzenia dotyczące okresu Gierka pozwalają przypuszczać, że w okresie międzywojennym musiało to trwać jeszcze dłużej. Powyższe słowa pozwalają nam także zadać jedno podstawowe pytanie - jak obecne zaprawy renowacyjne mają się do zwykłych zapraw typu c/w z lat 60. czy 70. wytwarzanych na bazie wapna gaszonego, cementu i piasku często pokątnie gdzieś kopanego? Odpowiedź jest prosta - nijak. Mniej więcej tak jak VW Beetle do VW New Beetle.

"Poradnik murarza wiejskiego" (wydanie z roku 1956) zaleca, aby do tynków używać wapna zgaszonego co najmniej na kilka miesięcy wcześniej, bowiem tylko w tym wypadku wapno będzie zgaszone zupełnie. O wapnie hydratyzowanym wspomina tylko tyle, że przyjeżdża w postaci proszku. W książce "Budownictwo wiejskie" z końca XIX w. pisano dokładnie o gaszeniu wapna, o tym ile wody powinno przypadać na dany rodzaj wapna palonego, o tym jak należy o nie dbać. Oczywiście między wierszami wspomniane jest, że proces ten powinien trwać kilka miesięcy, gdyż zaznaczono bardzo wyraźnie, jak zabezpieczyć takie zadołowane wapno przed mrozami.

W poradniku "Budownictwo wiejskie" z 1917 roku minimalny czas lasowania wapna określono na dwa-trzy miesiące, podkreślono jednakże wyraźnie, że najlepiej jest, aby proces gaszenia trwał co najmniej rok albo i dłużej.

Jak więc widać, przez grube kilkadziesiąt lat od końca XIX wieku do połowy XX wieku, gaszenie wapna uznawano za podstawowy sposób uzyskania ciasta wapiennego niezbędnego do stworzenia doskonałej zaprawy wapiennej, glinianej lub cementowo-wapiennej niezbędnej do odpowiednich wypraw. Jakkolwiek określono minimalny okres gaszenia wapna na 2 tygodnie lub 2 miesiące, to mocno podkreślane jest to, że najlepsze wapno jest zgaszone, czyli takie mające minimum kilka miesięcy, a więc sezonowane. Zwrot ten oznacza materiał, który po prostu przezimował. W odpowiednio zabezpieczonym dole.

Zaprawa wapienna sama z siebie nie należy do twardych (stąd rosnąca od upowszechnienia się cementu popularność zapraw c/w) oraz szybko twardnących. Dawni budowniczowie potrafili jednakże obejść i ten problem na wiele różnych sposobów. Tutaj niestety w oczy rzuca się ubożejąca z czasem ilość i gama metod pozwalających zmienić odpowiednie właściwości zapraw.

Wszystko to prowadzi do prostego wniosku - zgodnie z poradnikami dotyczącymi budownictwa, które były przeznaczone zarówno dla typowych wiejskich murarzy, jak i mistrzów fachu, w zasadzie każda zaprawa zrobiona na bazie cementu, ciasta wapiennego (czyli wapna gaszonego/lasowanego) oraz piasku (oczywiście wspomniane są różne jego granulacje, różny skład) może być i jest (!) zaprawą tożsamą lub zbliżoną do tych, jakie stosowano w okresie, kiedy budynek powstawał lub był przeprowadzany jego remont, zgodnie z trendami wówczas (np. w latach 20. wieku ubiegłego) panującymi.

Pouczające są opracowania sprzed wynalezienia cementu portlandzkiego, lub raczej ponownego odkrycia roli, jaką pełni w budownictwie. Bardzo ciekawe są opracowania z końca XVIII wieku. "Budownictwo wiejskie dla potrzeb gospodarskich..." wydane w ostatnim ćwierćwieczu wspomnianego stulecia wielokrotnie wspomina o upadku obyczajów budowlanych, zaniku wiedzy, jaka była we wcześniejszych pokoleniach. Poza opisem w jaki sposób wykonać dół/wykop, w którym wapno będzie lasowane wyraźnie zaznaczono, że sam proces lasowania wapna musi trwać kilka (!) lat, by było naprawdę zdatne do użytku, przy czym słowa dobre (!) można użyć względem wapna lasowanego co najmniej lat trzy.

To obrazuje, jak daleko obecna technologia odeszła od tego, co kiedyś znano i stosowano. Nawet te trzy lata to także w pewnym sensie przekleństwo technologii, która wszystko co znano wcześniej wrzuciła do kosza z napisem zbędne, równocześnie niepoważnie traktując tych, którzy próbują wykorzystywać dawną wiedzę, choćby w ograniczonym zakresie.

Oglądając stare tynki dziwimy się, że mimo upływu wieku, wilgoci w murach, iluś powodzi, tak naprawdę one nadal są mocne, odpadając zwykle w tych miejscach, w których wpływ czynników zewnętrznych jest naprawdę przeważający.

Ta stara, ponaddwustuletnia pozycja wspomina jeszcze kilka innych rodzajów zapraw oraz dodatków stosowanych w celu zmiany właściwości samej zaprawy wapiennej, stosunkowo słabej i wolno wiążącej. Wspólną cechą różnych metod jest dodanie materiałów organicznych - czaszki, krwi bydlęcia, sierści, skóry (niektóre opracowania wprost wspominają o truchłach zwierzęcych) itd. dodawanych do dołu z lasującym się wapnem. Po kilku latach okazywało się, że nie znajdywano żadnego z tych dodatków, lecz sama zaprawa wapienna była mocna, silna i odporna na wilgoć. Tworzył się w procesie lasowania mocny klej kazeinowy.

Ówcześni znawcy sztuki wiedzieli także, jak stworzyć zaprawę wapienną do murowania pod wodą. Jest ona stworzona na bazie wapna gaszonego i niegaszonego oraz kilku innych dodatków. Poniżej oryginalny przepis:

1. Weź trzy części piasku drobnego i dobrze przepłukanego, trzy części dachówki lub cegły drobno utłuczonej i dobrze wypalonej, dwie części wapna gaszonego i dwie niegaszonego dobrze stłuczonego i powtórnie przepalonego, albo wszystkiego tyle samo. Zmieszaj najpierw dobrze wapno gaszone, piasek i cegłę, następnie dolewaj wody powoli w miarę mieszania, zgodnie ze sztuką.

2. Przygotuj wapna niegaszonego na proch startego, przesiej przez rzeszoto i dodaj do przygotowanej wcześniej mieszanki.

3. Przygotowaną już wcześniej mieszankę z wapna gaszonego, cegieł i piasku rozpuść w wodzie, aby stała się dosyć rzadka, a następnie mieszaj ją tak długo, aż stanie się jedną masą.

4. Dopiero do tego dodaj mniej więcej czwartą część wapna niegaszonego i przesianego przez sito i zmieszaj należycie.

5. Cała ta mieszanka zaczyna się wypalać i gasnąć od razu, co oznacza, że aby zupełnie nie wyschła, należy ją zużyć w ciągu pół godziny.

6. Używać należy gracy żelaznych, zaś samo wapno należy mleć w specjalnych młynach, bowiem mielenie wapna palonego jest szkodliwe dla człowieka. Ewentualnie mleć można w młynach wodnych lub obsługiwanych przez zwierzęta. Oczywiście wapno palone musi być jak najlepszej jakości. Istotą tej metody jest prawidłowe dodawanie wody, bo to od niej zależy, czy mieszanka będzie właściwa.

Autor zwracał uwagę, że np. cztery funty wapna gaszonego i zwyczajnego wymagają dziesięciu funtów wody, a jeśli doda się wapno niegaszone i roztarte w proch - należy dodać jeszcze pięć funtów wody, po czym należy to jak najszybciej wymieszać i używać. Autor zaznaczał, że mury, kamienie lub cegły powinny być mokre, a w żadnym wypadku nie mogą być suche.

Co to tak naprawdę znaczy? Ten opis i cała masa innych zwykle łudząco podobnych do siebie to sygnał, że to, co dziś jest zaprawą renowacyjną, która powinna spełniać całą masę zaleceń, uwag i mieć różne dziwne właściwości, kiedy obecny zabytek był budowany lub remontowany było typową zaprawą wapienną lub cementowo-wapienną, robioną zgodnie z ówczesnymi kanonami sztuki i wiedzą dawnych lat sięgającą, kiedy to gaszono wapno lat kilka (a w latach późniejszych minimum rok), kiedy cement był cementem na bazie klinkieru, a jego numeracja i właściwości związane były z przeznaczeniem (!) a nie ilością dodatków typu popiół, albo raczej tym, jak mało klinkieru zostało...

Oznacza to, co było wielokrotnie już podkreślane, że niemal każdy tynk zrobiony na budowie, wykorzystujący dawne techniki - czyli wapno gaszone, bardzo dobry i bardzo czysty pod względem składu cement, czysty piasek - jest tynkiem renowacyjnym. Takie stwierdzenie jest tym bardziej uzasadnione, że tak naprawdę tynki renowacyjne produkowane czy wytwarzane obecnie mają dokładnie takie same zadania, jakie spełniały tynki dawniej, tylko osiągane jest to metodą na skróty (o czym wspomniano już wyraźnie w poprzednich artykułach dotyczących tynków renowacyjnych).

Owe "skróty" spowodowane są:

  • kiepską jakością cementu (duża zawartość alkalii, dużą ilość składników "pozaklinkierowych"
  • innym rodzajem wapna wykorzystywanym obecnie (hydratyzowane, wcześniej lasowane), co związane jest także z jego jakością, czystością i właściwościami
  • zamianą części składników (wapno) na inne (tzw. chemia), przy czym owa zamiana dotyczy zwykle znaczącej części, lub wręcz całości. Owa podmiana wymusza także stosowanie dodatków chemicznych mających inne zadanie, a nie tylko uplastycznienie mieszanki (wapno w zaprawach pełniło rolę odkażającą, zapobiegającą występowaniu grzybów i innych im podobnych)

Co ciekawe podobną, negatywną ewolucję przeszła produkcja cegieł - dawniej jednego z podstawowych budulców używanych przez wieki. Do dziś ze zdziwieniem można spotkać się z opowieściami, jak XIX-wieczna czy starsza cegła dźwięczy, o tym że jest gładka i w zasadzie nic jej nie rusza...

W teorii produkcja cegły jest prosta, a do tego obecnie sam proces produkcji od momentu wydobycia gliny, rozdrobnienia jej, oczyszczenia z zanieczyszczeń i zbędnych składników po dodanie wody i wypalanie jest dosyć krótki. W wielu publikacjach informacja o cegle ręcznie formowanej wspomina tylko o innym procesie formowania cegły oraz o możliwości - z racji właśnie ręcznego formowania - kształtowania różnych wielkości, kształtów czy wymiarów. Ot, rzemieślnicza produkcja.

Wystarczy jednak cofnąć się do okresu przedwojennego, by zrozumieć, jak daleko uproszczono i zaniedbano nie tylko proces produkcji, ale i samo przygotowanie materiału do wypału - jak z "jakości produkcji" została "jakaś produkcja".

Co ciekawe, we wspomnianej już książce o budownictwie wiejskim autor zaznacza, że na terenie całego kraju (można przypuszczać, że raczej w granicach międzywojennych) mamy zasadniczo dobrą lub bardzo dobrą glinę. W opisie produkcji cegły zaznacza, że sama glina powinna być "nakopana jesienią", a następnie złożona w kopce, aby wilgoć atmosferyczna i zimowe mrozy pomogły jej przegnić, czyli sprawić, by oddzieliły się od niej niebezpieczne w dalszej produkcji materiały, np. margle. Zasadę tą potwierdza nieco starsza pozycja (koniec XIX w. o budownictwie wiejskim), przy czym można w niej wyczytać, że obejście procesu "przegnicia" gliny jest możliwe, ale skutkuje tym, że w zasadzie nie jest możliwe pozbycie się zeń wszelkich zanieczyszczeń. Dalszymi etapami produkcji jest wymieszanie tak przezimowanej gliny z wodą i formowanie z takiej mieszanki (oczywiście z dodatkiem koniecznych składników np. piasku) cegieł we wcześniej przygotowanych formach. Były one następnie układane na placu (lub w odpowiednio przygotowanych wiatach) do wyschnięcia. Dopiero po tym etapie następowało wypalanie cegły trwające kilka dni.

Pozycja z roku 1917 zaznacza, że dobrze wypalona cegła, z dobrze przygotowanej mieszanki powinna w trakcie uderzenia dźwięczeć, nie może być głucha.

Tak zarysowany oczywiście pokrótce proces produkcji oznacza, że tak naprawdę czas produkcji cegły od momentu wydobycia gliny ze złoża do chwili sprzedaży cegły zrobionej z tejże gliny może być oceniany na minimum (!) jeden rok, a najpewniej około półtora, gdyż cegła po wypaleniu także powoli stygła, nabierając właściwych cech i wyglądu.

Długi z naszego współczesnego punktu widzenia proces produkcji oznaczał, że cegła, jaka przychodziła na plac budowy, służąca potem do murowania potężnych obiektów (np. austriackie forty, nawet część budynków na Wzgórzu Wawelskim czy kamienice) nawet dziś jest w świetnym stanie. Patrząc na nią z daleka nie widać białych zacieków - biorących się zarówno z kiepskiej jakości zapraw używanych do murowania, jak i z zanieczyszczeń, które zawiera w sobie wypalona cegła (np. owe margle).

Oznacza to, że przy słabej jakości materiale używanym do murowania czy uzupełniania ubytków nie pomogą nawet najbardziej wymyśle rodzaje zapraw. Na nic one się zdadzą, kiedy tak naprawdę cegła dziś mająca jakość najwyższą i spełniająca wszelkie dzisiejsze warunki sto lat temu byłaby traktowana co najwyżej jako odpad.

O tym, jak bardzo została uproszczona technologia produkcji cegły pod koniec XIX i na początku XX wieku (o czasach obecnych nie wspominając) świadczy cytowana już pozycja z XVIII wieku. Co ciekawe, słowa w niej zawarte podkreślają na poły legendarne, przekazywane czasem w ramach anegdot opowieści o tym, że żydowscy producenci cegieł wymagali, by przynajmniej jedno pokolenie minęło, aby glina mogła przeobrazić się w cegłę... Można wyczytać w niej, że w dawnych latach (dawnych w stosunku do XVIII wieku) glina na cegłę wystawała się i lat siedem (podkreślając, że ten okres był taki sam, jak dla wapna), a cegła już w formach schła lat minimum dwa, przy czym najlepiej było cegłę z gliny formować na wiosnę i w lecie. Upadek zaś obyczajów i sztuki ceglarskiej zaznacza się tym, że w czasach autorowi współczesnych najczęściej glina była gnojona jedynie przez dwie zimy i dwa lata, co przekładało się zwykle na dwa i pół roku do trzech lat kalendarzowych (przy założeniu, że wyrabiana była w okresie wiosennoletnim). Oczywiście wspomniano, że nie należy żałować wody w suchym okresie, by glina lepiej gniła (autor nazywał to macerowaniem). Kilka dni w czasie, gdy należało dobrze przygotować glinę do procesu gnicia (rozdrobnienie, pozbycie się zanieczyszczeń) w ogóle nie wpływało na jego długość.

O takim istotnym detalu, że każdy w zasadzie rodzaj cegły miał nie tylko swoją glinę, ale bywało i czas suszenia nie wspominam, bo to było jasne. Sposób wypału także był różny, ba - autor zalecał, aby z racji tego, że każda partia gliny może się od siebie delikatnie różnić, najpierw próbować na niewielkiej partii jak będzie się zachowywał piec, jak będzie reagować wysuszona cegła na proces produkcji. Samo stygnięcie cegły w dobrze uszczelnionych piecach winno trwać przynajmniej dziewięć dni. Oczywiście z gliną można zmieszać różne dodatki, które zmodyfikują i zmienią właściwości cegły w takim czy innym kierunku przez nas pożądanym.

Inna publikacja z tego samego okresu - jedynie kilka lat późniejsza, poświęcona budowie cegielni, także daje opis tego, jak powinno przygotowywać się materiał na cegły. Czas gnojenia gliny określony był na kilka lat, z ciekawą informacją, że można znaleźć w dawnych aktach sądowych (znów ten upadek obyczajów...) procesy strycharzy (osób zajmujących się wytwarzaniem cegły), którzy gnoili glinę krócej niż pięć lat...

To wszystko tak naprawdę oznacza, że od momentu wydobycia gliny do wyprodukowania z niej cegły powinno upłynąć co najmniej kilkanaście lat, a i dwie i więcej dziesiątek lat nie będzie niczym nadzwyczajnym. Przy czym dwie ostatnie pozycje wspominają zgodnie, że im dłuższy okres przygotowania gliny, im spokojniejsze suszenie, tym lepsza cegła, tym mniej chłonie wody, tym bardziej dźwięcząca.

To z tych powodów stare tynki trzymają się mocno, nie chcą odpadać od cegły, która wygląda jakby dopiero co została stworzona; to dlatego tynki cementowo-wapienne już nieco późniejsze mogą być brudne i szare, ale nie spotyka się na nich wykwitów; to dlatego dopiero szkodliwy wpływ środowiska (zanieczyszczenie - gros z tych budynków ma za sobą okres szybkiego uprzemysłowienia na przełomie wieków XIX i XX, czy okres lat 50., kiedy każdy kopcący na czarno komin był jednoznacznie kojarzony z postępem technicznym, a każda tona węgla z marszem ku świetlanej przyszłości...) sprawił, że tynk zaczął odpadać i niszczeć...

Czytając i dziwiąc się, jak daleko zaszły zmiany nie tylko w jakości materiałów wykorzystywanych do budowy kamienic, ale także i tego jak należy to robić, nasuwa się podstawowe pytanie, które brzmi jakże znajomo - dlaczego nie wykorzystać obecnie dostępnych najlepszych składników jakie można mieć i nie mieszać tynków tak jak niegdyś? Jeśli można zakupić cement o typowych parametrach z lat 20., jeżeli można zgasić wapno "wstępnie" do tego przygotowane, wymieszać z piaskiem w tak typowych i znanych od dawna proporcjach? Jaka jest różnica we właściwościach - żadna, różnica w stosunku do tynków dawniej stosowanych - na pewno dużo mniejsza niż obecnych zapraw renowacyjnych, a bezapelacyjną przewagą - cena, prostota wykonania taka sama, zaś możliwość modyfikacji w stosunku do gotowego materiału - bezcenna.

Jednym z zarzutów jakie będzie można usłyszeć jest taki, że są gotowe tynki trasowe, zawierające w sobie trass. A czymże się będzie różnić nasza, zmieszana tu i teraz zaprawa, jeśli zwykłe wapno zastąpimy wapnem trasowym? Niczym, a i tak będzie w jej składzie cement o jakości z lat dawnych, i tak będzie można ją wykonać dokładnie tak samo jak "zwykłą zaprawę", tak samo "regulować" jej właściwości. Cena i tak będzie nadal kilka razy niższa...













© 2012-2020    bialycement.pl
Valid XHTML 1.0 StrictValid CSS 3